poniedziałek, 19 stycznia 2015

Przeniesienie treści bloga!


Witam Was serdecznie! Przepraszam bardzo, że pomimo chęci i zamiarów dość dawno się do Was nie odezwałem. Moja nieobecność na blogu wynika z mojego bardzo ograniczonego dostępu do internetu i "kalendarza pełnego rzeczy do zrobienia".

Chciałbym jednakże poinformować, że dalej publikuję, lecz robię to bardziej zdawkowo i w postaci artykułów podróżniczych publikowanych na łamach gazety "Sądeczanin" oraz na ich portalu www.sadeczanin.info.



poniedziałek, 8 września 2014

Hola!:)


Witam! Dawno się nie odzywałem, z góry przeprasza, postaram się pisać z większą częstotliwością!:)

Własnie mija 19 dzień mojego pobytu w Kolumbii i szczerze mówiąc wszystko minęło tak szybko, że do końca nie mam pojęcia jakim cudem... Sam nie wiem od czego powinienem zacząć, więc zacznę może od szkoły.

Moja szkoła to Liceo Taller San Miguel, jedna z najlepszych szkół na tym terenie. Jeśli mam być szczery, w szkole podoba mi się bardzo i wszystko byłoby okey, gdyby nie ilość godzin jaką tam spędzam. Codziennie łącznie z dojazdem przeznaczam na szkołę około 11 godzin co w porównaniu do tego jak było w Polsce jest dla mnie na ten moment bardzo męczące, aczkolwiek stopniowo się przyzwyczajam i szczerze mogę przyznać, że z każdym kolejnym dniem mojego pobytu w Kolumbii lubię tę szkołę coraz to bardziej, myślę, że wynika to głównie z faktu, że poznaję lepiej ludzi, nauczycieli, przyzwyczajam się do różnic... Chyba główna różnica to luz jaki istnieje w kontakcie uczeń-nauczyciel. Tutaj na początku i końcu każdej lekcji praktycznie każdy tuli się, wita serdecznie z 'profe' i co ważne- wszyscy mówią sobie na ty.

Jeśli chodzi o język w szkole to biologia, artes visueles (coś jak plastyka, technika) są po angielsku, reszta przedmiotów jest w języku hiszpańskim, na niektórych rozumiem praktycznie wszystko, na innych, gdzie pojawia się bardzo profesjonalne słownictwo rozumiem mało, lecz każdego dnia więcej.

Szkoła szkołą, muszę przecież wspomnieć również o innych rzeczach, do których należy min. "club commercial", miejsce spotkań towarzyskich bardziej zamożnych rodzin kolumbijskich, które należą do różnego rodzaju organizacji działających społecznie (np. Rotary). W klubie korzystać można min. z siłowni, basenu, sauny, kortów do gry w tenisa, licznych boisk, a także restauracji i kawiarni. Wszystko odbywa się tam w miłej atmosferze i bardzo lubię tam jeździć po szkole gdyż zawsze spotykam tam innych wymieńców, znajomych ze szkoły i takim sposobem możemy dobrze spędzić razem czas, nie mówiąc już o tym, że klub znajduje się bardzo blisko dużego centrum handlowego...:)

W ostatni weekend byłem z moimi host rodzicami na rodzinnych spotkaniu w 'weekendowej' rodzinnej willi na peryferiach Pereiry- było wspniale! Dużą cześć członków rodziny miałem przyjemność poznać już wcześniej, aczkolwiek teraz wyglądało to nieco inaczej, bo spędziliśmy wspólnie cały dzień. Każdy był ciekaw Polski, dlaczego chciałem jechać na wymianę do tej części świata, jak podoba mi się Kolumbia, jak smakuje jedzenie... :) Następnie uznali mnie za normalnego członka rodziny i kazali mówić do siebie "wujku", "babciu", co było  dla mnie bardzo miłe.

Jestem już tutaj prawie trzy tygodnie, a nowa rzeczywistość dalej mnie pozytywnie zaskakuje. Nie mogę doczekać się, aż zwiedzę większą cześć Kolumbii! Ostatnie dni starego roku, początek nowego, a także moje 18 urodziny spędzę na karaibskim wybrzeżu w turystycznej miejscowości Santa Marta, na wiosnę, mam nadzieję, uda mi się pojechać do Amazonii, nie mówiąc o mniejszych wypadach do bliskich miejscowości, które zdarzają mi się bardzo często z moją host rodziną... :)
Zdjęcia poniżej!


niedziela, 24 sierpnia 2014

Kolumbia- podróż, pierwsze dni!



A więc jestem... Od trzech dni jestem w centrum Ameryki Łacińskiej, w kraju pomiędzy Pacyfikiem, a Karaibami, jestem w Kolumbii!

21 sierpnia wczesnym rankiem wraz z rodzicami i braćmi wyruszyliśmy na krakowskie Balice, lotnisko, na którym rozpoczęła się moja wielka podróż. Nadałem bagaż (prosto do końcowej destynacji), ubrałem rotariańską marynarkę i właśnie wtedy przyszedł moment, który jest chyba jednym z najtrudniejszych momentów w moim życiu jakie pamiętam- pożegnanie się z rodzicami. Było dużo łez, miłych słów, pamiętam moment, w którym zniknęli mi z zasięgu wzroku i myśl, która mnie uderzyła: "widzimy się dopiero za 10 miesięcy"...

Pierwszy kontakt z hiszpańskim miałem już w Krakowie, gdzie spotkałem grupę turystów z Hiszpanii, którzy zainteresowani byli sombrero z napisem "Viva Mexico" przyczepionym do mojej marynarki- był to prezent od Alejandro, chłopaka, który mieszka u mnie w domu.

Lot do Frankfurtu minął bardzo szybko, muszę przyznać, że tamtejsze lotnisko jest mega wielkie! Dla przykładu przez jeden terminal szedłem około 30 minut oraz jechałem wewnętrznym "pociągiem".
We Frankfurcie spotkałem się z Alą (którą serdecznie pozdrawiam <3 , dziewczyną, która w tym roku również poleciała na wymianę do Kolumbii (jest nas dwoje z Polski). Nie zapomnę momentu, w którym podszedł do nas chłopak, Niemiec, który rozpoznał nas po marynarce Rotary i zaczął opowiadać ze swoim bratem o ich wymianach!



Jeśli chodzi o lot Frankfurt-Bogota- był on bardzo długi, siedziałem na nim obok Kolumbijki, która jak się dowiedziałem przez ostatnie pięć lat studiowała w Rosji ekonomię i teraz wracała do swojej ojczyzny, na koniec dałem jej przypinkę w barwach polskich, a ona mi brelok, który przywiozła z Panamy, żebym powiesił go sobie na swojej marynarce.
Lot do Bogoty ciągnął się bardzo długo i szczerze mówiąc nie zaliczam go do swoich najlepszych momentów w życiu, bo cały czas przed oczami miałem swoją rodzinę, przyjaciół, których tak bardzo kocham...

Około 19:00 czasu kolumbijskiego (2 nad ranem polskiego) wylądowałem w Bogocie, po przejściu odprawy i uzyskaniu stempla potwierdzającego ważność mojej studenckiej wizy kierując się do terminalu, z którego lecieć miałem do Pereiry wyszedłem na chwilę z lotniska i mogę przysiąść, że w chwili, w której zobaczyłem Bogotę, kolombijczyków, przyrodę poczułem coś czego jeszcze nigdy nie doświadczyłem. Byłem z siebie tak bardzo dumny, że tutaj dotarłem, zachwycony tym, w której części świata jestem. Wszystkie złe emocje minęły, a tęsknota przemieniła się w coś pozytywnego, w coś co jestem pewien- polepszy więzi z ludźmi, na których mi zależy w Polsce, umocni je.
Żeby przejść do miejsca odprawy bezpieczeństwa na lot do Pereiry musiałem wyjść po schodach, a więc kierowałem się w górę i w pewnym momencie zacząłem lekko wbiegać do góry i w tym momencie straciłem oddech na kilka sekund, co spowodowane było bardzo małą ilością tleny w Bogocie (miasto leży prawie 3 tyś. m. n. p. m.).



Lot do Pereiry minął... bardzo szybko... Pamiętam z niego praktycznie tylko lądowanie, bo byłem tak zmęczony, że siadając w fotelu w momencie zasnąłem.
W Pereirze w błyskawicznym tempie odebrałem walizkę oraz wyszedłem na zewnątrz na lotniska, gdzie w pierwszym momencie uśmiechnąłem się widząc palmy, kolorowe drzewa, kwiaty i krzewy otaczające teren lotniska i czując ciepły powiem powietrza, jeszcze bardziej uśmiechnąłem się widząc mężczyznę machającego do mnie i wołającego "Michael, Michael!". I oto w tym momencie po raz pierwszy (i absolutnie nie ostatni) doświadczyłem spontaniczności południowców. Wszyscy, którzy powitali mnie na lotnisku zaczęli mnie tulić, całować, pytać co tam u mnie, jak podróż, życzyli mi udanej wymiany i wspaniale spędzonego czasu tutaj. Zaraz później moi host rodzice zabrali mnie do domu. Mieszkamy w apartamentowcu, który znajduje się na terenie chronionym, z dostępem do siłowni i basenu. Z mojego pokoju przez wielkie okno podziwiać mogę tropikalną roślinność i panoramę miasta.  


CDN

czwartek, 14 sierpnia 2014

Wiza, przygotowania do wymiany!


Trochę spóźniony post, ale ważne, że jest... W ten poniedziałek po dosłaniu do ambasady Kolumbii w Polsce brakujących dokumentów (bilans konta host rodziny, odpowiednie oświadczenie rodziców) wybrałem się do Warszawy, gdzie dostałem upragnioną wizę, jestem bardzo szczęśliwy, że przy szczerej, błyskawicznej pomocy polskiego oraz kolumbijskiego Rotary udało mi się uzykac najważniejszy dokument...

Zbliża się dzień mojego wyjazdu.Piszę tego post w piątek na ranem, więc śmiało ze łzami w oczach mogę powiedziec, że moje życie już nie będzie takie same- nigdy. Z końcem 14 sierpnia 2014 roku (który tak jak i 13 sierpnia spędziłem w gronie przyjaciół) zamknąłem pewien bardzo ważny okres w moim życiu- bezpowrotnie (dlaczego pisząc to jestem tak bardzo wzruszony?)? Za kilka godzin do Polski przyjedzie Alejandro, który zamieszka u mojej rodziny, więc śmiało powiedziec mogę, że właśnie rzeczywistosc dokoła mnie zmienia się diametralnie. W tym miejscu chciałbym zaznaczyc, że bardzo cieszę się z przyjazdu Alejandro, nie mogę się tego doczekac... :)


No i właśnie, druga strona medalu. Nie mogę doczekac się mojej wymiany, wiem, że to moja życiowa szansa, wielka przygoda, spełnienie marzeń, sposób na zawarcie nowych więzi i tysiąc innych superlatywów, lecz wiem jak bardzo będę tęsknił za moimi przyjaciółmi i rodziną. Wydaje mi się, że wyjeżdżam z Polski w najlepszym momencie mojego życia tutaj, gdzie wokół mnie są sami wspaniali ludzie, którzy nigdy nie pozwalają mi sie nudzic... Moi drodzy rodzice, bracia, przyjaciele, znajomi, nigdy o Was nie zapomnę, za 10 miesięcy wracam i proszę Was o cierpliwośc, mam nadzieję, że gdy wrócę nasze relacje się nie zmienią, a jedynie umocnią! Dziękuję Wam za to, że jesteście, wspieraliście mnie w spełnieniu mojego największego marzenia, staraliście się o to, żeby mi się nigdy nie nudziło, za to, że gdy było mi smutno miałem do kogo napisac, z kim pogadac... Dzięki za to, że jesteście, a jeszcze bardziej za to, że wiem, że będziecie.



W ogóle mój pokój, mój azyl wydaje się byc teraz taki pusty, pozbawiony praktycznie moich rzeczy... Wykonując proste czynności, odwiedzając miejsca, gdzie jestem często myślę sobie: "no to jestem tu ostatni raz na bardzo długi czas". Kacper Godycki-Cwirko, wspaniały podróżnik, napisał kiedyś, że całe nasze życie to zbieranie doświadczeń o doskonale pasuje to do tego co właśnie teraz robię...

Za niecały już tydzień rozpocznie się moja wielka podróż, jak to niektórzy określają nie będzie to rok w życiu, będzie to życie w jednym roku... Do napisania!:)




czwartek, 24 lipca 2014

Guarantee Form i (nie)małe zamieszanie...



   Wow! Przyszło do mnie Guarantee Form, lecz wiecie co? Jakoś poza tym, że cieszę się, że papiery przyszły nie jestem do końca szczęśliwy... Otwierając list z moimi papierami byłem bardzo podekscytowany i bardzo uśmiechnięty, moja mina szybko zmieniła się jednak, gdy spojrzałem na rubrykę "Date of birth"... Pisało tam "28/sep/1998"... To nie moja data urodzenia :(
Przestraszony skontaktowałem się z Rotary Polska oraz ambasadą i jak się okazało potrzebuję oświadczenia wydanego przez Rotary Colombia, w którym Ci skorygują swój błąd i napiszą poprawną wersję... Potrzebuję skan tego dokumentu, napisałem już do jednej z osób odpowiedzialnych za moją wymianę ze strony kolumbijskiej i czekam na dokument...
Trochę szkoda, że tak piękną i wyczekiwaną chwilę popsuł nieco jakiś głupi błąd... Nie mam jakoś specjalnie oto żalu do nikogo, pomyłki się zdarzają, ale... Wiecie jak to jest;)

Wiza tak czy tak jest już w trakcie załatwiania i mam głęboką nadzieję, że może już w przyszłym tygodniu ją dostanę... :) A wtedy już wszystko z górki, mam nadzieję,

A tak w ogóle w ten weekend robię imprezę pożegnalną na ponad 30 osób, więc spodziewajcie się zdjęć!
Trzymajcie za mnie kciuki! xoxo

niedziela, 6 lipca 2014

Przygotowania trwają...


W oczekiwaniu na Guarantee Form, bez którego ani rusz z wizą (zaczynam się już o to martwic, chociaż Rotary mnie uspokaja) myślę o tym co jeszcze muszę zrobic przed wyjazdem i właśnie zdałem sobie sprawę, że trzeba się nieźle sprężyc, aby zdążyc ze wszystkim.

Przed 21 sierpnia, datą mojego wylotu, muszę zrobic kilka rzeczy, które wymaga od wymienców Rotary International, mianowicie nadszedł czas, aby wyrobic wizytówki, które będą stanowiły formę pozostawienia po sobie śladu oraz pomocy w kontakcie z innymi wymieńcami oraz Kolumbijczykami "till the end".
Muszę również wykonac jakieś przypinki związane z Polską do wymiany z innymi studentami Rotary oraz przyszyc proporczyk do rotariańskiej marynarki, na której znajdą się owe przypinki, które otrzymam od innych wymieńców.

Zwyczajem wymiany Rotary jest również kupowanie drobnych upominków związanych z ojczystym krajem, które Inbound Students wręczają swoim host rodzinom. Mam już na to kilka całkiem fajnych koncepcji (jeśli macie jakieś pomysły- piszcie w komentarzach), lecz przy kupowaniu prezentów muszę pamiętac, żeby nie byłe one zbyt ciężkie.

Szykują się pracowite i dośc stresujące wakacje, jednak do tej pory zdążyłem nieco odpcząc i non stop staram się spędzac czas ze znajomymi, póki jeszcze mogę. Może nawet pojedziemy gdzieś na kilka dni, wtedy szykowałaby się prawdziwa, dzika impreza haha :) Chociaż teraz też nie mogę narzekac...

A tak by the way, zaczynam właśnie naukę portugalskiego z osobą, która mieszkała w Brazylii ponad 10 lat. Może to szalone (a raczej z pewnością takie jest), ale czuję, że teraz, jeszcze przed wymianą, to najlepszy moment na poznanie "podstaw z podstaw" tego języka.
Może akurat uda mi się podłapac go trochę w Kolumbii, która de facto graniczy z Brazylią. Chociaż i tak na pierwszym miejscu stało będzie doszlifowanie hiszpańskiego do perfekcji, z tym jednak mam nadzieję nie będzie żadnych problemów. 

Adiós y hasta pronto, mam nadzieję, że pisząc kolejnego posta będę pisał mając już GF. Saludos! 

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Moje bazgroły...


Wiecie na co czekam teraz z niecierpliwością? Na dodanie wpisu, który zatytułowany będzie "Moje pierwsze dni w Kolumbii!", jasne, po drodze będzie pewnie jeszcze "Mam Guarantee Form!" albo "Uzyskałem już wizę!", lecz w moim mniemaniu wymiana rozpocznie się jednak w momencie, w którym przekroczę bramkę do lotnisku machając do moich rodziców i braci, a następnie patrząc jak znikają mi z oczu na kolejne 10-11 miesięcy skieruję się do swojego gate'u.

Piątek 28 czerwca był moim ostatnim dniem w szkole w mojej wspaniałej klasie. Naprawdę zżyłem się tam z kilkoma osobami, a gdy wychowawczyni zaczęła żegnac mnie po rozdaniu świadectw, pomyślałem "cholera, serio to właśnie moje ostatnie kilkanaście minut z tymi ludźmi w tej klasie"...
-Nie jedz do tej Kolumbii, nie jedź do Afryki[celowy błąd]- słyszę ciągle od Wiktorii i Pauli.
To słodkie, bo słysząc te słowa wiem, że nie tylko ja będę za kimś tęsknił podczas mojego roku w Kolumbii, tylko mnie też będzie komuś brakowac.
Piszę tylko o klasie, ale przecież mam też innych przyjaciół, spoza szkoły, których też będzie mi brakowało... Monika, Aga, Janusz, Adrian i wiele wiele innych osób... Jeszcze nie jedna impreza przed nami. Teraz, ale również jak wrócę.

Zdaję sobie sprawę, że po powrocie do Polski nic nie będzie już takie samo, nawet moje kontakty z ludźmi, których  teraz mam dokoła siebie, bo albo umocnią się one i wtedy będę miał pewnośc, że to było ty, to ludzie, których są warci wszystkiego, a to co nas łączy jest ponad czasowe albo znajomośc wygaśnie i to będzie znaczyło coś całkowicie odwrotnego, tak też może byc, chociaż oczywiście chciałbym tego uniknąc. btw, jestem ciekaw klasy, do której będę chodził po powrocie (nie zaliczą mi roku).

Odbijając od tematu moich przyjaciół i znajomych wspomnę jeszcze kilka słów o Guarantee Form... Mam go w wersji elektronicznej już od niemalże 3 tygodni, jednak o wersji fizycznej nic mi nie wiadomo... Jutro będę próbował dowiedzie się czegoś na ten temat w Rotary, bo jak wiadomo bez GF ani rusz.
Muszę zając się również wizytówkami, przyszyciem znaku Rotary do marynarki, której szukałem bardzo długo oraz przypinkami, tak w ogóle postanowiłem, że muszę zmieści się w jednej walizce i nie miec nadbagażu, aby nie robic sobie dodatkowych spraw, o które trzeba się martwic.To będzie dobre- Michał pakujący się na ponad 10 miesięcy do jednej walizki, który zmieścic musi tam pół swojego dobytku i prezenty dla hostów. Trzymajcie kciuki haha :)


Ja kończę, bo siedzę właśnie na zimnej podłodze w piwnicy po cwiczeniach z Chodakowską, bo właśnie w tym momencie dostałem pozytywnej weny, aby coś napisac Trzymajcie się, do następnego!